niedziela, 30 kwietnia 2017

Epilog

Parkujemy samochód pod rodzinnym domem Julii. Tak dawno tu nie była, że aż nie poznaje tego miejsca. Stąpa ostrożnie po trawie, która urosła tak, że sięga do kolan. Rodzice po jej zniknięciu załamali się i aby nie odczuwać tęsknoty, wyprowadzili do Kanady. Już nigdy ich nie spotkała, a posiadłość wygląda tak jak wygląda.
Julia wyjmuje spod wycieraczki zapasowe klucze i wpuszcza mnie do środka. Sama wtarguje walizkę.
- Jesteś pod wrażeniem, co? - pyta, stając obok.
Na ścianie wisi jej zdjęcie sprzed kilku lat. Nic się nie zmieniła.
- Luksusowy dom. - stwierdzam, przyglądając się z wielką uwagą każdemu zdjęciu, rzeźbie, meblowi, wszystkiemu. - Gdyby tylko tu trochę posprzątać…
- Wiesz, kiedyś tu było tak czysto, że aż trochę dziwnie. - wspomina dawne życie. - Kiedyś żyłam tu, w takich luksusach… Ale nie lubiłam tego. Nie miałam przez to zbyt wielu znajomych. Bali się mojego ojca, to główny powód. - otwiera się przede mną.
Gdy jeszcze byłyśmy w Los Angeles ja zwierzyłam się jej ze swoich przeżyć. Teraz czas na nią. Zaczynamy nowe życie, zdaleka od tych wszystkich ludzi i miejsc.

------------
Dziękuję serdecznie wszystkim co czytali <3
W początkowych planach to był prolog drugiej części, ale ostatecznie zrezygnowałam z jej pisania. Stwierdziłam, że teraz najwyższy czas skupić się na nauce - dziś oficjalnie mam 16 lat, kończę niebawem gimnazjum, a w technikum łatwo nie będzie. Być może napiszę coś jeszcze (aktualnie pracuję tylko nad ostatnim FF), być może zniknę na jakiś czas, ale nigdy nie zapomnę o tym co było.
Dziękuję jeszcze raz <3
XOXO
Wiki R5er

środa, 26 kwietnia 2017

7

O piątej nad ranem Pierce wpada do mojej sypialni.
- Wstawaj. Eian zaraz będzie. - wskakuje na mnie i zabiera mi kołdrę.
Nie przywykłam do takiego wstawania, ale tym razem mogę się poświęcić. Jeśli chcę być wolna, muszę to zrobić.
- No już. - leniwie zwlekam się z łóżka i zaczynam przebierać.
- Nie przejmuj się niczym. Wszystkim się zajmę sama. Nie będziesz miała kłopotów z prawem, spoko. - kładzie mi rękę na ramieniu, a w lustrze widzę jak się uśmiecha.
- Nie martwię się. Wiem, że dobrze to załatwisz. - odpieram i rozczesuję włosy.
Kwadrans później Julia otrzymuje telefon od McNeely’ego i wychodzimy. Staramy się jak najciszej opuścić budynek, ale jak zwykle zapominamy o tym, że walizką na kółkach nie da się zjechać po schodach i robimy ogromny hałas. Na szczęście Hudson i Benko mają tak głęboki sen, że tego nie słyszą. Wsiadamy do auta chłopaka i odjeżdżamy.
- Będę chciała zatrzymać się na jakiejś stacji, aby kupić coś do zjedzenia. - oznajmia na początku podróży moja towarzyszka, a ja tylko przewracam oczami. Doskonale wiem jak ten postój się dla niego skończy.
- Spoko. Zatankuję w tym czasie samochód, bo zmierzamy do Filadelfii, nie? - spogląda na mnie w lusterku wstecznym przez sekundę, a następnie przenosi wzrok na Pierce.
- Dokładnie. Czeka nas sporo godzin drogi. - stwierdza i kładzie nogi na deskę rozdzielczą.
Opieram głowę o boczną szybę i zamykam oczy. Jestem strasznie zmęczona, bo do późna nie mogłam zasnąć. Ekscytacja? Strach? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że muszę mieć wiele sił, bo wiele się dziś wydarzy.

Budzę się i wyglądam za okno. Jedziemy przez jakiś ogromny las, a warunki pogodowe średnio nam dopisują. Po Eianie widać już lekkie zmęczenie, za to Julia w pełni sił śpiewa razem z radiem. Szalona.
- Za ile się gdzieś zatrzymamy? Zaczyna burczeć mi w brzuchu. - zabieram głos po raz pierwszy od kiedy wyruszyliśmy.
- Za jakiś kwadrans będziemy na stacji. Nie jest ona zbyt wielka, więc bądźcie czujne. Za pierwszym zakrętem musimy jechać sto metrów prosto i na lewo będzie. - oznajmia i zwiększa prędkość.
Piękna, leśna szosa. Typowa dla typowych Fan Fiction, gdzie główny bohater uprowadza główną bohaterkę i zakochują się w sobie i nagle cały świat jest piękny. Jednak moje życie to nie głupawy FF, gdzie wszystko kończy się idealnie. To czas, w którym muszę zawalczyć o siebie i swoją przyszłość.

Zajeżdżamy na stację.
Pierwszy punkt planu to jakby nic pójść do sklepu i kupić coś do zjedzenia.
Wysiadam z auta i kieruję się do niewielkiego budynku, gdzie kupuję sporo rzeczy. Gdy Pierce zasiądzie za kółkiem zatrzymamy się dopiero na miejscu. Wszelkie postoje mogą nas zgubić, po tym co zaraz się wydarzy.
Wracam do pojazdu nieco zdenerwowana i wkładam zakupy na tylne siedzenie. Julia zgodnie z obietnicą dopilnowała, by kluczyki pozostały w stacyjce, a ja mogła spokojnie odjechać do drogi głównej, skąd i tak będę wszystko widziała, a dzięki połączeniu jej telefonu ze zestawem głośnomówiącym także słyszeć. Odpalam silnik i powoli kieruję się w umówione miejsce. Zatrzymuję się, włączając światła awaryjne i daje jej znak ręką. Przesiadam się na miejsce pasażera.
- Julia, co Ty robisz? - słyszę jego przejęty głos.
- To taka zabawa, kochanie. - odpowiada mu. - Lubisz zabawę w takich nietypowych miejscach, co? - spogląda na niego, bawiąc się ostrzem scyzoryka, który wczoraj wieczorem wykradła Jamesowi.
- No wiesz… Z Tobą… - zaczyna mówić, ale ta łapie go za szyję.
- Niestety nie dziś. - mocno przejeżdża po jego gardle ostrzem. - Żegnaj McNeely. - mówi, odpalając zapałkę, którą po chwili rzuca na niego.
Rusza biegiem, wskakuje do samochodu i odjeżdża z piskiem opon. Słyszę głośny huk, więc oglądam się za siebie. Punktem drugim było zabicie Eiana i spalenie jego ciała, aby zamaskować przestępstwo, jednak wysadzenie w powietrze stacji nie było celowe. A jednak, zbiorniki z gazem i benzyną wybuchy, a w powietrzu zaczął unosić się gęsty, ciemny i duszący dym. Zamykam okna w pojeździe i włączam klimatyzację. Ruszamy. Filadelfia to nasz wymarzony cel, punkt trzeci.

sobota, 22 kwietnia 2017

6

Gdyby ktokolwiek mi powiedział, że znajdę się w takiej sytuacji, na pewno byłabym bardziej ostrożna. Wczoraj po ostrej kłótni z Pierce, byłam tak zdenerwowana, że w napadzie złości, oberwało się Brennanowi. Niby nie miał mi tego za złe, a jednak. Tak bardzo chciałabym zapomnieć o tym co mi zrobił, o jego raniących słowach, o tym wszystkim. Tak bardzo chciałabym być znów wolna, wrócić do dawnego życia… Ale czas do naszego wyjazdu mija naprawdę powoli, że zaczynam już tracić nadzieję na jego powodzenie. Chociaż… To jedyna szansa, by uwolnić się od tego oszusta, nie być już jego kolejną zabawką jak inne.

Wieczór przed wrzucamy najpotrzebniejsze rzeczy do walizki Pierce. Nie wnikam skąd ją ma, po prostu robię to co każe. Julia ma obmyślony plan i głęboko wierzy, że wszystko się uda.
- To chyba wszystko. - stwierdza i zamyka bagaż.
Siadamy obok siebie i patrzymy w milczeniu, gdy nagle rozlega się głośne pukanie do drzwi.
- Dziewczyny! - woła szef, naciskając na klamkę.
- Tak? - odpiera czarnowłosa, chowając torbę pod łóżko.
- Mam do Was sprawę. A właściwie do Mirandy. - oznajmia, wchodząc do pokoju. Jak zwykle wygląda perfekcyjnie. - Eian wspominał coś o waszym wyjeździe na urodziny twojej mamy, nie? - spogląda na Pierce, która, jakby wcale nie interesowała się tematem, ogląda swoje paznokcie. - Mir, słuchaj się jej i pod żadnym pozorem nie próbuj uciekać. Wiedz, że i tak tu wrócisz. - dodaje i siada przy toaletce. - A teraz przechodząc do sedna, wiem, że widziałaś mnie z Brennanem. Piśnij komukolwiek słówko, a pożegnasz się z życiem. Jasne? - cedzi przez zęby, obracając w ręce szczotkę do włosów. - Jasne? - powtarza, nie otrzymując ode mnie odpowiedzi.
Przytakuję tylko, ciężko przełykając ślinę. Słuchać Julii i nie uciec? Przecież to się wyklucza.
Wstaję z miejsca, uśmiecham się do nich sztucznie i wychodzę, po to, by poudawać, że sprzątam. James nie może mieć żadnych podejrzeń co do nas i wyjazdu.
- Miranda, mam prośbę. - Alex nagle zjawia się w biurze szefa, przestraszając mnie.
- Alex? Nie strasz mnie tak. - biorę głęboki wdech, próbując się uspokoić. - O co chodzi? - pytam, odkładając na bok ścierkę do kurzu.
- Nie mam pomysłu jak oświadczyć się Savannah. - zdradza, siadając w fotelu Jamesa. - Pomyślałem, że skoro jesteś dziewczyną, taką delikatną, ale i odważną zarazem, to mi pomożesz. Więc jak? Mogę na Ciebie liczyć? - spogląda na mnie błagalnym wzrokiem, roztapiając moje serce. Hudson to prawdziwa szczęściara, że go ma.
- Wiesz, jutro wyjeżdżam z Julią na trochę, ale mogę coś podpowiedzieć. Nie wiem co lubi, ale może jakaś romantyczna kolacja? Albo wielkie przyjęcie w kasynie? - rzucam kilka propozycji, takich jakich sama bym oczekiwała od takiego chłopaka. - Cokolwiek przygotujesz, myślę, że się jej spodoba. Grunt, że ją kochasz, a ona kocha Ciebie. To podstawa każdego związku. - kończę swój monolog.
- Dzięki. - Flagstad uśmiecha się do mnie i rusza do drzwi.
- I najważniejsze, niczym się nie przejmuj, nie stresuj. Niech to będzie takie realne, nie na pokaz. - wołam za nim i wracam do pracy.
Gdy kończę jest już dość późno, więc biorę szybki prysznic i kładę się spać, bo wyjeżdżamy z samego rana, jak tylko zaświta.

wtorek, 18 kwietnia 2017

5

Kolejnego ranka, gdy tylko wchodzę do kuchni, Julia zaczyna mi coś opowiadać.
- Za niecałe dwa tygodnie uciekniemy. Nie mów o tym ani słowa, bo inaczej nici z mojego planu. - mówi ściszonym głosem,  kolejno opowiadając co zrobimy.
- Zgoda. - opowiadam, gdy kończy i przytulam ją. Jest dla mnie jak siostra.
- To świetnie. Do tej pory pracuj jakby nic się nie stało. James nie może nic podejrzewać. - odkłada brudne naczynia i zbliża się do mnie. - Muszę tylko jeszcze popracować nad zaufaniem Eiana. - szepcze i wychodzi.

Kończę posiłek i od razu zabieram się za sprzątanie. Najpierw kuchnia,  potem łazienka, a na koniec pokoje. Pukam delikatne do drzwi w sypialni szefa,  ale nie otrzymuję odpowiedzi,  więc naciskam klamkę i lekko je uchylam. Zaglądam do pomieszczenia i dostrzegam go jak leży na łóżku z Brennanem, co chwilę go całując. Czyli to jednak prawda. Oni ze sobą kręcą. Wycofuję się ostrożnie, gdy nagle wpadam na Pierce. Ze strachu aż podskakuję, upuszczając ścierkę do mebli.
- Nie strasz mnie tak więcej. Wiesz co by było,  gdyby James dowiedział się, że widziałam go z Ferynem w łóżku? - próbuję opanować nerwy.
- Spoko. Ja już nie raz ich przyłapałam, więc raczej by go to obeszło. Już taki jest. - odpiera, bawiąc się włosami. - Każdy go tu zna, więc nie interesuje go nic. Czasami się zastanawiam tylko czy on w ogóle ma jakieś uczucia. Jest cholernie zimnym człowiekiem i wydaje mi się, że nieźle oszukuje Brennana, kręcąc z nim. - dodaje, kierując się do swojego pokoju.
- Nie dziwię się mu. Ja tutaj też tracę ludzkie uczucia, a kiedyś byłam zupełnie inna. Ta Miranda, którą teraz widzisz nie podzieli się z bezdomnym pieniędzmi, nie obchodzi ją los zwierząt, chorych i całej tej reszty.  Stała się egoistyczna i myśli tylko o sobie. Jest pusta i zepsuta. Tamta, która istniała przed pojawieniem się tu, była zupełnie inna. Dobra, kochająca, pomocna... Ale się zmieniła, by przetrwać. Nie liczy się już nic oprócz niej samej. - mówię to co myślę. Nie obchodzi mnie to co o mnie sobie pomyśli, czy mnie  znienawidzi. - Myślę, że z Jamesem jest podobnie. Zgubił się kiedyś i kroczy teraz złą drogą, ale tylko on sam może to naprawić, tylko on może zawrócić, odmienić swój los. I myślę też, że nie powinnyśmy się w to wtrącać. -  dodaję i wracam do pracy. 
Julia stoi zamyślona, opierając się o ścianę jeszcze przez chwilę, a następnie wychodzi. Cudownie

piątek, 14 kwietnia 2017

4

Wieczorem, gdy znów jesteśmy w kasynie pora zacząć. Brennan przyprowadza Brandona, któremu zasłania dłońmi oczy. Hudson ciągle powtarza „Gdzie mnie prowadzisz?” i „Brennan, do cholery. Zaraz Cię zabiję jak mi nie powiesz.”. Spoglądamy na siebie z Julią, cicho się podśmiechując.
- Proszę wszystkich gości o uwagę! - Alex nagle zjawia się przy naszym stoliku.
- Dziś mój starszy braciszek ma urodziny. Wszystkiego najlepszego Brandon! - Savannah ściska chłopaka, a Eian wnosi kupiony przez nas tort, z wbitą jedną świeczką.
Wszyscy zgromadzeni w kasynie zaczynają głośno śpiewać „Sto lat”, a szef ociera łzy ze wzruszenia. Zapewne nie sądził, że przy takiej pracy jaką on ma, ktokolwiek pamięta o jego urodzinach.
- Pomyśl życzenie! - Brennan mówi mu do ucha.
Nietrudno zauważyć, że Benko kręci z szefem. Nie wiem na ile to prawda, na ile plotki, ale kilka razy byli widziani jak się całowali.
- Uuu! Niech żyje Brandon! - krzyczy Pierce, aż zatykam uszy.
Jest za głośno jak dla mnie. Jeden przez drugiego składa życzenia czarnowłosemu.
- A teraz czas na tort! - piszczy podekscytowana Sav i podaje bratu nóż.
Solenizant szybko kroi ciasto i każdy z nas zaczyna jeść swój kawałek. Gdy oficjalnie każdy wraca do swoich zajęć, znikam na trochę w łazience.

Gdy byłam małą dziewczynką, tatuś zawsze, gdy szedł na bankiety, szedł do kasyna i zawsze opowiadał jak tam fajnie. Od wtedy chciałam pracować w jednym z nich, a teraz, gdy w końcu to robię, jestem strasznie nieszczęśliwa. Gdybym wiedziała, że tak to wygląda z tej drugiej strony, strony pracownika a nie gościa, wolałabym już pracować na zmywaku. Zero wyzywających strojów, mocnych makijaży, alkoholu, zboczonych ludzi czy hałasu. Idealna cisza, tylko ja, sterta naczyń i zlewozmywak.

- To był męczący dzień. - Julia rzuca się na łóżko w moim pokoju.
- I strasznie długi. - dodaję i odkładam szczotkę do włosów na toaletkę. Odwracam się na taborecie w stronę dziewczyny i uśmiecham się lekko. - Ale chyba nie było aż tak źle, co? Widziałam jak szybko wyszliście z Eianem…
- Oj przestań. Jego towarzystwo jest czasami gorsze niż… - zamilkła na chwilę, zastanawiając się jakie porównanie będzie trafne.
- Niż sprzątanie lub gotowanie? - podsuwam, siadając obok niej.
- Właśnie. Doskonale wiesz co mam na myśli. - odpiera i podnosi się. - Idę do siebie. Widzimy się jutro. Będę miała wiele do powiedzenia. - wstaje, wysyła mi całusa i wychodzi.
Opadam na miękkie poduszki i zamykam oczy. Tęsknię za domem, tak strasznie. Jedynie przy Julii czuję się choć troszkę lepiej.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

3

Budzę się około 7 rano. Spałam niecałe trzy godziny. Siadam na łóżku i przeczesuję włosy. Wstaję, ziewając i ruszam do łazienki. Zimny prysznic nieco mnie rozbudza, więc idę coś zjeść. W "kuchni" spotykam Julię.
- Dobrze, że już wstałaś. Kawy? - mówi, zaparzając sobie napój.
- Chętnie. - odpieram i wyciągam z lodówki bułkę z przedwczoraj. - Przyda się zrobić zakupy i załatwić jakiś tort dla Jamesa. - stwierdzam, wyjmując także brzoskwiniowy jogurt.
- Racja. Poproszę Eiana, podrzuci nas do sklepu. - odpiera i podaje mi kubek z parującą cieczą. - Fajnie, że tu jesteś. W końcu mam kogoś z kim mogę pogadać o paznokciach, sukienkach... Wszystkim. - dodaje, uśmiechając się do mnie.
- To miłe. Cieszę się, że mogę być twoją przyjaciółką. - obejmuję ją lekko, gdy do pomieszczenia wchodzi Brennan. Tylko on i James mieszkają z nami w tym "apartamencie". Eian ma własny dom, a Alex i Savannah mieszkają w rodzinnym domu dziewczyny.
- Hej. Macie pomysł co z tym przyjęciem niespodzianką? - pyta, biorąc kawę dla siebie i Brandona.
- Kupimy tort i zrobimy jakieś przekąski. Mir umie bardzo dobrze gotować. - rzuca Julia, wskakując na blat.
- Świetnie. Ja załatwię prezent. - odpowiada i stawia na tacy także sałatkę, przygotowaną wczoraj przez matkę Alexa. - Widzimy się później. - wychodzi, a my znów zaczynamy nasze babskie pogaduszki.

O 10 przyjeżdża po nas Eian. Pierce cmoka go w policzek na powitanie i zajmuje miejsce obok niego. Ja siadam z tyłu i uważnie się im przyglądam. Chłopak chyba nie jest do końca świadomy skąd nagle się pojawiłyśmy u Brandona.
- Będę miała jeszcze jedną prośbę. Za dwa tygodnie moja mama ma urodziny. Pojechałbyś ze mną do niej? To dla mnie wiele znaczy. Obiecuję, że będę grzeczna i nie zniknę Ci. - pyta go Julia, bawiąc się pasemkiem włosów. Jej urokowi nikt się nie oprze.
- Zgoda. Ufam Ci. - całuje ją krótko w usta.
Po chwili jesteśmy już pod sklepem. Bierzemy wózek zakupowy i wchodzimy na salę. Mijamy kolejne działy, a w koszyku znajduje się coraz wiecej produktów. Wszystko na koszt Brennana. W drodze powrotnej zahaczamy o cukiernię i kupujemy tort. Nie za duży, ale taki, by każdy dostał kawałek. Gdy wracamy jest już koło 3. Nie zostało nam wiele czasu, więc od razu zabieramy się do przygotowań.

czwartek, 6 kwietnia 2017

2

Wychodzę na hol i dostrzegam Jamesa. Stoi oparty i jedną z kolumn i pali.
- Dobrze, że jesteś. Mam dla Ciebie propozycję. - oznajmia, gasząc papierosa.
- Jaką szefie? - pytam nieco przerażona.
- Zostaniesz moją dziewczyną do towarzystwa. Będziesz na każde moje zawołanie, będziesz... - zaczyna wymieniać.
- Nic nie będę! - przerywam mu, a za swoje oburzenie dostaję z otwartej dłoni w twarz.
- Będziesz. Inaczej Cię zabiję. - mówi przez zaciśnięte zęby.
- To zabij! - staram się być odważna, choć serce wali mi jak szalone.
- Może nie tu. Ale jeszcze pożałujesz Miller. - odgraża się i odchodzi.
Wracam do kasyna i przysiadam się do jednego ze stolików. Siedzi tam trzech mężczyzn w wieku mojego ojca.
- O jaka śliczna. Jesteś tu nowa? - zaczepia mnie jeden z nich.
- Tak. Pierwszy wieczór. - odpowiadam i uśmiecham się do nich serdecznie.
Z tego co przekazała mi Julia sama muszę się utrzymywać, a tacy ludzie są najhojniejsi.
- Mogłabyś być moją córką. - śmieje się inny.
- Eh, myślę, że byłaby lepszą synową. - wtrąca się ten trzeci.
- Oj panowie, z taką pracą to chyba wręcz przeciwnie. - odzywam się przerywając ich kłótnię.
- No co Ty. Jesteś tylko kelnerką. - przyciska mnie do siebie.
- Racja. Muszę już iść. - podrywam się z miejsca.
- Oczywiście. Praca najważniejsza. Za coś trzeba żyć. - ten pierwszy wyciąga z portfela 100$ i wciska mi w rękę. Pozostali robią to samo.
- Nie trzeba, ale dziękuję. - posyłam im szczery uśmiech i idę dalej.
Po drodze zauważam Alexa, który puszcza muzykę z różnych lat i Savannah, która masuje mu kark. Widać, że coś ich łączy.
- O, tu jesteś. - Brennan łapie mnie za rękę. - Znalazłem Ci kilku klientów i lecę do Brandona. - rzuca szybko, wskazując na stolik w rogu i wymija mnie.
Podchodzę tam niepewnie i zaczynam rozmowę, zgodnie ze wskazówkami Pierce.

Około 4 nad ranem wracamy do "apartamentu". Siadam z Julią w jej pokoju.
- Jak Ci poszło? - pyta, zdejmując biżuterię.
- Całkiem dobrze. - odpowiadam, kładąc się na łóżku.
- Ile? - zadaje kolejne pytanie, zmywając makijaż.
- Co ile? - spoglądam na nią zaskoczona.
- No kasy. - precyzuje. - I facetów.
- Zaczekaj. - wyciągam ze stanika plik banknotów i przeliczam. - Tysiąc dolarów i żadnego. Tylko za rozmowy. - odpieram, chowając pieniądze z powrotem.
- To całkiem nieźle. Eian daje mi mniej za całą noc. - mruczy pod nosem. - Idź się zdrzemnij. Rano będzie tu spore zamieszanie, bo szef ma urodziny. - dodaje i bierze do ręki swoją halkę do spania. - Dobranoc. - posyła mi całusa i ze śmiechem znika za drzwiami łazienki. 
Idę do siebie i także zdejmuję biżuterię. Biorę szybki prysznic i od razu kładę się spać. To był długi dzień.

niedziela, 2 kwietnia 2017

1

- Mir, chodź tu na moment! - woła Julia z drugiego pomieszczenia.
Odkładam na moment ścierkę do kurzu i idę do niej. Mieszkam tu od dwóch tygodni i moim zadaniem jest sprzątanie apartamentu szefa oraz kasyna.
- O co chodzi? - pytam, patrząc na nią z ciekawością. Zaprzyjaźniłyśmy się od razu. Jest naprawdę sympatyczna. Trafiła tu tak jak ja, ale z powodu iż spodobała się Eianowi, została na dłużej.
- Od dziś masz nowe zadanie. Ubierz to na wieczór. - podaje mi koszulkę nad brzuch i krótką tiulową spódniczkę. - Będziesz dziewczyną do towarzystwa. - dodaje, a ja patrzę zdziwiona raz na nią a raz na ubranie.
- Co? - wydaję z siebie dźwięk zaskoczenia. Nie podoba mi się to.
- Spoko. Posiedzisz trochę z panami, napijesz się i dostaniesz kasę. A jeśli będziesz grzeczna, przygotuję dla Ciebie niespodziankę. - mówi tajemniczo, czesząc swoje długie włosy. - To jak?
- Zgoda. - odpieram, choć nie mam ochoty, by jacyś obcy faceci mnie obmacywali. - Wracam do pracy. James nie lubi jak w jego apartamencie jest brudno. - odwracam się i wychodzę, lecz zanim ponownie zaczynam sprzątać, zatrzymuję się na chwilę i oddycham głęboko. Analizuję jeszcze raz jej słowa, uspokajając się, że bedzie dobrze, choć przestaję w to wierzyć.

Wieczorem idę do swojego pokoiku. Jest on zaraz obok Julii, z tą różnicą, że mój nie jest jasnoniebieski, tylko jasnozielony. Meble są bardzo podobne. Każda z nas ma swoją malutką łazienkę, gdzie jest tylko toaleta, umywalka, prysznic i lustro. Przebieram się w ciuchy, które dostałam dziś rano od dziewczyny i rozczesuję włosy. Pierce przycięła je nieco i pofarbowała końcówki na czarno. Patrzę w lustro i zupełnie się nie poznaję. To nie jest ta sama Miranda co kiedyś. Ta jest odważniejsza, ta robi mocniejszy makijaż i ta tęskni za domem. Biorę do ręki puder i zaczynam się malować. Potem jeszcze cienie do powiek, eyeliner, tusz do rzęs w czarnym odcieniu i krwistoczerwona pomadka. Gdy jestem już gotowa, pukam do drzwi Julii i razem jedziemy do kasyna. James obawia się, że mogę im uciec, więc gdziekolwiek wychodzę, to tylko pod opieką Pierce.

W kasynie unosi się nieprzyjemna mieszanka alkoholu i papierosów wraz z drogimi perfumami.
- Okay, dzisiaj, na dobry początek, siedzisz przy barze. - oznajmia Julia i rusza w tłum mężczyzn koło trzydziestki.
Zamawiam kokosowego drinka na rozluźnienie i obserwuję ludzi. Większość ludzi siedzi przy stolikach i gra w typowe dla kasyna gry ~ ruletka, poker itp. Moją uwagę przykuwa jeden młody chłopak. Ma na oko 22 lata i chyba jest zagubiony. Jego długie, kręcone, brązowe włosy do ramion, za duża koszulka i jeansy zupełnie tu nie pasują. Wstaję z miejsca i podchodzę do niego.
- No cześć. - witam go, odrzucając włosy do tyłu.
- Hej. - odpiera, patrząc na mnie nieco niepewnie.
- Jestem Mir. A Ty? - staję przed nim, seksownie nawijając pasemko włosów na palec.
- Casey. - odpowiada, nerwowo się rozglądając. - Będę musiał już iść. - odchodzi i nie reaguje na to co jeszcze do niego mówię.
- Hej, chodź tu na moment! - Pierce macha do mnie ręką.
Szybkim krokiem zbliżam się do niej.
- O co chodzi? - pytam, dopijając swojego drinka.
- James chce Cię widzieć. Alex mi to przekazał. Czeka w holu. - informuje mnie.
- Okay. Dzięki. - uśmiecham się do niej i wychodzę.
Czarnowłosy chłopak czeka, opierając się o jedną z kolumn
i paląc papierosa.
- Dobrze, że jesteś. Mam dla Ciebie propozycję.