Wieczorem, gdy znów jesteśmy w kasynie pora zacząć. Brennan
przyprowadza Brandona, któremu zasłania dłońmi oczy. Hudson ciągle powtarza „Gdzie mnie prowadzisz?” i „Brennan, do cholery. Zaraz Cię zabiję jak mi
nie powiesz.”. Spoglądamy na siebie z Julią, cicho się podśmiechując.
- Proszę wszystkich gości o uwagę! - Alex nagle zjawia się przy naszym
stoliku.
- Dziś mój starszy braciszek ma urodziny. Wszystkiego najlepszego
Brandon! - Savannah ściska chłopaka, a Eian wnosi kupiony przez nas tort, z
wbitą jedną świeczką.
Wszyscy zgromadzeni w kasynie zaczynają głośno śpiewać „Sto lat”, a
szef ociera łzy ze wzruszenia. Zapewne nie sądził, że przy takiej pracy jaką on
ma, ktokolwiek pamięta o jego urodzinach.
- Pomyśl życzenie! - Brennan mówi mu do ucha.
Nietrudno zauważyć, że Benko kręci z szefem. Nie wiem na ile to
prawda, na ile plotki, ale kilka razy byli widziani jak się całowali.
- Uuu! Niech żyje Brandon! - krzyczy Pierce, aż zatykam uszy.
Jest za głośno jak dla mnie. Jeden przez drugiego składa życzenia
czarnowłosemu.
- A teraz czas na tort! - piszczy podekscytowana Sav i podaje bratu
nóż.
Solenizant szybko kroi ciasto i każdy z nas zaczyna jeść swój kawałek.
Gdy oficjalnie każdy wraca do swoich zajęć, znikam na trochę w łazience.
Gdy byłam małą dziewczynką, tatuś zawsze, gdy szedł na bankiety, szedł
do kasyna i zawsze opowiadał jak tam fajnie. Od wtedy chciałam pracować w
jednym z nich, a teraz, gdy w końcu to robię, jestem strasznie nieszczęśliwa.
Gdybym wiedziała, że tak to wygląda z tej drugiej strony, strony pracownika a
nie gościa, wolałabym już pracować na zmywaku. Zero wyzywających strojów,
mocnych makijaży, alkoholu, zboczonych ludzi czy hałasu. Idealna cisza, tylko
ja, sterta naczyń i zlewozmywak.
- To był męczący dzień. - Julia rzuca się na łóżko w moim pokoju.
- I strasznie długi. - dodaję i odkładam szczotkę do włosów na
toaletkę. Odwracam się na taborecie w stronę dziewczyny i uśmiecham się lekko.
- Ale chyba nie było aż tak źle, co? Widziałam jak szybko wyszliście z Eianem…
- Oj przestań. Jego towarzystwo jest czasami gorsze niż… - zamilkła na
chwilę, zastanawiając się jakie porównanie będzie trafne.
- Niż sprzątanie lub gotowanie? - podsuwam, siadając obok niej.
- Właśnie. Doskonale wiesz co mam na myśli. - odpiera i podnosi się. -
Idę do siebie. Widzimy się jutro. Będę miała wiele do powiedzenia. - wstaje,
wysyła mi całusa i wychodzi.
Opadam na miękkie poduszki i zamykam oczy. Tęsknię za domem, tak
strasznie. Jedynie przy Julii czuję się choć troszkę lepiej.
Miranda jest taka słodziutka i niewinna. Nie pasuje do tego świata...
OdpowiedzUsuńAle motyw z urodzinkami słodki.
Pozdrawiam i czekam na next.