- Dobrze, że jesteś. Mam dla Ciebie propozycję. - oznajmia, gasząc
papierosa.
- Jaką szefie? - pytam nieco przerażona.
- Zostaniesz moją dziewczyną do towarzystwa. Będziesz na każde moje
zawołanie, będziesz... - zaczyna wymieniać.
- Nic nie będę! - przerywam mu, a za swoje oburzenie dostaję z
otwartej dłoni w twarz.
- Będziesz. Inaczej Cię zabiję. - mówi przez zaciśnięte zęby.
- To zabij! - staram się być odważna, choć serce wali mi jak szalone.
- Może nie tu. Ale jeszcze pożałujesz Miller. - odgraża się i
odchodzi.
Wracam do kasyna i przysiadam się do jednego ze stolików. Siedzi tam
trzech mężczyzn w wieku mojego ojca.
- O jaka śliczna. Jesteś tu nowa? - zaczepia mnie jeden z nich.
- Tak. Pierwszy wieczór. - odpowiadam i uśmiecham się do nich
serdecznie.
Z tego co przekazała mi Julia sama muszę się utrzymywać, a tacy ludzie
są najhojniejsi.
- Mogłabyś być moją córką. - śmieje się inny.
- Eh, myślę, że byłaby lepszą synową. - wtrąca się ten trzeci.
- Oj panowie, z taką pracą to chyba wręcz przeciwnie. - odzywam się
przerywając ich kłótnię.
- No co Ty. Jesteś tylko kelnerką. - przyciska mnie do siebie.
- Racja. Muszę już iść. - podrywam się z miejsca.
- Oczywiście. Praca najważniejsza. Za coś trzeba żyć. - ten pierwszy
wyciąga z portfela 100$ i wciska mi w rękę. Pozostali robią to samo.
- Nie trzeba, ale dziękuję. - posyłam im szczery uśmiech i idę dalej.
Po drodze zauważam Alexa, który puszcza muzykę z różnych lat i
Savannah, która masuje mu kark. Widać, że coś ich łączy.
- O, tu jesteś. - Brennan łapie mnie za rękę. - Znalazłem Ci kilku
klientów i lecę do Brandona. - rzuca szybko, wskazując na stolik w rogu i
wymija mnie.
Podchodzę tam niepewnie i zaczynam rozmowę, zgodnie ze wskazówkami
Pierce.
Około 4 nad ranem wracamy do "apartamentu". Siadam z Julią w
jej pokoju.
- Jak Ci poszło? - pyta, zdejmując biżuterię.
- Całkiem dobrze. - odpowiadam, kładąc się na łóżku.
- Ile? - zadaje kolejne pytanie, zmywając makijaż.
- Co ile? - spoglądam na nią zaskoczona.
- No kasy. - precyzuje. - I facetów.
- Zaczekaj. - wyciągam ze stanika plik banknotów i przeliczam. -
Tysiąc dolarów i żadnego. Tylko za rozmowy. - odpieram, chowając pieniądze z
powrotem.
- To całkiem nieźle. Eian daje mi mniej za całą noc. - mruczy pod
nosem. - Idź się zdrzemnij. Rano będzie tu spore zamieszanie, bo szef ma
urodziny. - dodaje i bierze do ręki swoją halkę do spania. - Dobranoc. - posyła
mi całusa i ze śmiechem znika za drzwiami łazienki.
Idę do siebie i także zdejmuję biżuterię. Biorę szybki prysznic i od
razu kładę się spać. To był długi dzień.
To w końcu kasyno czy burdel!? A... Racja - kasyno to tylko przygrywka ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki i czekam na next.
* przykrywka - nie przygrywka ;)
OdpowiedzUsuń